Jednym z dobrych skutków migracji jest posiadanie znajomych w różnych częściach świata. Tym razem gościliśmy w stolicy Niemiec. Czas bardzo wyjątkowy, bo zaraz po świętach, a tuż przed Nowym Rokiem. Ale w Berlinie nie można było tego odczuć. Właściwie to tylko jedna ulica była jako tako przystrojona, a poza tym to szarość betonu dominował kolorystycznie. Pewnie dlatego najładniejszym miejscem wydał nam się Poczdam, bo i zabytki i miasto i co ważne ludzie – byli i ładni i życzliwi i choć trochę świąteczni. Poza tym wszystko jak najbardziej w porządku. Jeździ się po mieście wspaniale, wszędzie czysto i schludnie, a ludzie mówią sobie dzień dobry. Ot taka kultura zachodu.
A ja lubie Berlin. Schludnym czysty, poukladany. Lubie Berlinczykow. Lubie chodzic po Oranienburger Str., lubie czytac listy do Bono powypisywane na Siegesoile. Szkoda, ze nie zawialo Was na cmentarz żydowski na Weissen See.. No i dlaczego nie odwiedziliscie TYTUSA????!!!! (Dla niewtajemniczonych – Tytus – przygodnie spotkany w Rumunii Berlinczyk, Niemiec-anarchista-antyglobalista, wysoce rozrywkowy i szalenie sympatyczny)
No Jacku kuna! Dobrze wiesz, że jak się ma dwa dni to za dużo się nie pozwiedza. Przypominam jak było w Budapeszcie – dostałeś taki sam komentarz i tak samo się tłumaczyłeś:) A i ja nie tylko berlińczyków lubię, ale i Niemców jako tako dodając do tego szacunek. A znając Tytusa to i tak go w domu nie było….
Następnym razem pozwiedzam to czego nie udało mi się zobaczyć tym razem.
A życzliwej życzliwie odpowiem, że humor i wyczesanie tej pani nie leży w moich kompetencjach, he he.
Zdjecia fajne tylko czemu tak malo i czemu nie ma zadnego grupowego ^^? ;]
a pani zyczliwa czyzby troche zazdrosna? ;]
pozdrawiam cala berlinska ekipe.